niedziela, 31 stycznia 2010

sobota, 16 stycznia 2010

28 kwietnia 2010 otwarcie wystawy Janusza Kaczmarskiego w Muzeum im. L. Wyczółkowskiego, Bydgoszcz






Wielkie pakownie. Monika Kosteczko-Gajek




Wybór prac. Kurator Inga Kopciewicz

czwartek, 14 stycznia 2010

Indie. Mgła, kurz i ludzie


Mgły ustąpiły. Kurz -nie. Delhi wygłąda jak widmo.
Fatamorgana siedmiu a może szesnstu miast,
tworzy nieostre tło dla intensywnego i nasyconego kolorem
pierwszego planu, dla ludzi, zwierząt i przedmiotów.










Mgła nad Delhi.
Czy tak trudno będzie widzieć i rozumieć?



Helsinki z lotu ptaka. Brodski pisał, o domu, który był jak skok geometrii. Znany pejzaż, jaki będzie ten indyjski?












Jacek Antoni Zieliński, Joanna Stasiak
„Świat sztuki”, podręcznik dla gimnazjum, WSiP 2009



Śladami Ariów. Indie, podobnie jak Grecja, leżą na półwyspie, tylko że obszar Indii jest bez mała dwadzieścia pięć razy większy od obszaru Grecji. Z obszarem starożytnego Egiptu niełatwo go nawet porównać. Ogromny Półwysep Indyjski, oblany wodami Oceanu Indyjskiego, był od niepamiętnych czasów miejscem życia ludzi. Wiadomo, że w trzecim tysiącleciu przed naszą erą istniała w dorzeczu Indusu już dobrze zorganizowana cywilizacja. Mieszkający tam ludzie budowali z cegły miasta umocnione murami obronnymi i twierdze. Dwa największe z tych miast, Harappę i Mohendżo-Daro, znamy z wykopalisk archeologicznych. Budowniczowie tych miast nie byli jednak bezpośrednimi przodkami dzisiejszych Hindusów. Około roku 2000 zostali podbici przez wojowniczy lud nazywający siebie „Arias” - Ariami. Nie pomogły mury obronne kilkunastometrowej wysokości. Ariowie zajęli najpierw dolinę Indusu, po czym stopniowo posuwali się na wschód i południe, aż podporządkowali sobie cały Półwysep Indyjski.



Angielska rycina z pierwszej połowy XIX wieku

przedstawia krajobraz indyjski u stóp Himalajów






















Dla nas może być ciekawe, że owi Ariowie byli również naszymi krewnymi. Jako lud koczowniczy zamieszkiwali obszary od Polski (która oczywiście wówczas jako odrębny kraj nie istniała), poprzez stepy dzisiejszej Ukrainy - aż do gór Kaukazu. Sanskryt - język Ariów, w którym zostały później spisane Wedy - święte księgi indyjskie, wykazuje pewne podobieństwa do języków słowiańskich.
Przez Kaukaz i Wyżynę Irańską Ariowie dotarli do Indii. Kraj, który roztoczył się przed ich oczami, musiał ich zdumiewać przede wszystkim bujnością przyrody. W owych czasach większość Indii porastały wiecznie zielone podzwrotnikowe lasy i tropikalne puszcze. Przez Półwysep Indyjski przechodzi zwrotnik Raka, ten sam, który przecina Egipt, ale klimat Indii bardzo się różni od klimatu Egiptu. W Indiach wszystko jest wielkie: wielkie deszcze i wielkie susze, wielkie upały i wielkie wiatry, wielkie odległości, wielkie morza wokół brzegów i wielkie góry na północy.
W dolinie Pendżabu, gdzie leży obecna stolica kraju Delhi (w indyjskich nazwach i imionach wymawia się h dźwięcznie), gdy spojrzeć ku północnemu wschodowi, można zobaczyć obłoczek na czystym błękicie nieba. Dziwny obłoczek, który nie rusza się i nie zmienia swego kształtu, nawet gdy patrzeć na niego wiele godzin. To wieczne śniegi Himalajów - najwyższych gór świata. Od czasu przybycia Ariów krajobraz Indii zmienił się ogromnie, z podzwrotnikowych lasów zostały tylko resztki, ale ten obłoczek jest taki sam. Na pewno patrzyli nań Ariowie. Himalaje zamykają od północy Półwysep Indyjski, stąd wypływają dwie największe rzeki: Indus (obecnie w Pakistanie) i Ganges. Właśnie w ich dorzeczach najbujniej rozwijała się przyroda, a wraz z nią cywilizacja i kultura Hindusów.
Ariowie, którzy zburzyli Harappę i Mohendżo-Daro, bardzo długo nie budowali własnych miast. Jako obcy przybysze musieli zająć ogromne obszary kraju. Posuwając się w głąb indyjskiego subkontynentu, jasnowłosi i błękitnoocy Ariowie mieszali się z ciemnoskórą ludnością tubylczą, dając początek typowi fizycznemu współczesnego Hindusa. To udana mieszanka ras, sądząc po urodzie obecnych mieszkańców Indii.
Ariowie nie zawsze musieli podbijać ogniem i mieczem, mogli niekiedy podporządkowywać sobie różne plemiona w sposób pokojowy, chociaż skądinąd wiadomo, że odbywały się wielkie bitwy i walki plemion. Ich dalekie echa przekazują dwa eposy indyjskie Ramajana i Mahabharata. Najeźdźcy zwykle nie budzą naszej sympatii, skłonni jesteśmy nazywać ich barbarzyńcami. W tym wypadku stała się jednak rzecz dziwna. Dość prędko jak na czasy starożytne, bo mniej więcej już po pięciuset latach od podboju, Indie wchodzą w okres wysokiej kultury. Kulturę tę znamionuje początkowo nie tyle rozkwit architektury, rzeźby i malarstwa (to nastąpi nieco później), co religii, literatury i filozofii. Wygląda na to, że Ariowie przynieśli z sobą do Indii gotowe zręby jakiegoś własnego obrazu świata, jakiś zarys systemu myślowego i że pod tym względem górowali nad ludnością tubylczą.
Odnosimy wrażenie, że bujność indyjskiej przyrody tak ogromnie działała na wyobraźnię mieszkańców tego kraju, iż powoływała ona do życia wciąż nowe zastępy bogów, duchów, demonów. Miały więc swoje bóstwa ogień, wiatr, słońce, księżyc, deszcz, burza - chyba wszystkie zjawiska natury. Ten rozrost wyobraźni znajdował przeciwwagę w dążeniu do zgłębiania sensu istnienia świata, a to już nie była sprawa wyobraźni, lecz myśli. Hindusi mogli wierzyć w kilkudziesięciu bogów, ale równocześnie wiedzieli, że istnieje tylko jeden Stwórca Wszechrzeczy: Brahma i tylko jedna Dusza Wszechświata: Atman. Skoro ta Dusza Wszechświata jest naprawdę tylko jedna, znaczy to, że indywidualna dusza ludzka także należy do Atmana. I nie tylko dusza ludzka, bo skoro Atman jest Duszą Wszechświata, to znaczy, że wszystko, co istnieje, posiada duszę.
Hindusi nie utożsamiali Brahmy ze Słońcem, jak Egipcjanie Re. Uważali go za siłę stwórczą, która powołała do życia cały Wszechświat - wraz ze wszystkimi gwiazdami i planetami. Robili jeszcze jeden krok dalej. Stwierdzali, że Brahma i Atman są jednym i tym samym, że nie ma między nimi różnicy. Mówią o tym Upaniszady - bardzo stare traktaty filozoficzne, spisane w sanskrycie.
Koczowniczy tryb życia nie sprzyja rozwojowi sztuk plastycznych, a najmniej architektury. W pierwszym okresie Ariowie odbywali na pewno liczne wędrówki. Stopniowo jednak na terenie Indii zaczęły powstawać małe, potem coraz większe organizmy państwowe, oparte na władzy radżów, czyli królów. Stabilizacja życia sprzyjała zapotrzebowaniu na architekturę. Początkowo budowano z drewna, którego wielkich ilości dostarczały podzwrotnikowe lasy. Przekazy pisane mówią, że była to niejednokrotnie piękna i okazała architektura. Musimy im wierzyć, gdyż nie zachował się żaden budynek z tego okresu. Dopiero na początku czwartego stulecia przed naszą erą królewska dynastia Maurjów zjednoczyła na sto czterdzieści lat wszystkie ziemie Półwyspu Indyjskiego i zapoczątkowała rozwój architektury i rzeźby kamiennej.
Budownictwo drewniane utrzymywało się w Indiach dłużej niż w Grecji zapewne dlatego, że obszary leśne Indii były znacznie większe. Niestety, niemal wszystkie cywilizacje świata starożytnego, które podziwiamy za ich osiągnięcia artystyczne, masowo wycinały lasy.
Starożytni Hindusi nie tylko wycinali drzewa, ale je także podziwiali. Symbolizowały rozrost i wieczne odradzanie się życia. Wielkie drzewa czczono jako święte, przypisując im posiadanie indywidualnej duszy. Czczono też całe święte gaje, co zresztą chroniło je przed wycięciem. Było tak w Indiach i Grecji, było tak i u nas, w krajach słowiańskich, gdzie świątynie stawiano tylko wyjątkowo, w miejscach szczególnego kultu, najczęściej odprawiając obrzędy religijne pod świętymi drzewami. Nie jest przypadkiem, że w tak wielu kulturach świata istnieją podania o Drzewie Życia, o Drzewie Kosmicznym, które niekiedy nawet wyrasta korzeniami z nieba.
Ogromne baobaby, banjany, mangowce - drzewa o niezwykłych kształtach i niezwykłej wielkości, stały się natchnieniem dla budowniczych świątyń indyjskich. Architektura tych świątyń nie ma swego odpowiednika nigdzie na świecie. Początkowo wykorzystywano do budowy świątyń skalne pieczary, a gdy brakowało pieczar naturalnych, wykuwano je, nieraz do znacznej głębokości. Pieczary te obudowywano następnie z zewnątrz bogatą dekoracją rzeźbiarską. W środku mieściło się właściwe sanktuarium. Później budowla świątynna stała się osobnym obiektem.
W związku z kulturą Egiptu i Grecji mówiliśmy o połączeniu rzeźby z architekturą. Kształt indyjskiej świątyni stanowi właściwie potężną rozczłonkowaną bryłę rzeźbiarską. Jednocześnie powierzchnię budowli pokrywają setki rzeźb przedstawiających sceny z życia bogów, bogiń, świętych i bohaterów indyjskich eposów - Ramajany i Mahabharaty. Całość przywodzi na myśl podzwrotnikową puszczę, w której drzewa oplatają zwoje lian, tworząc fantastyczne kształty. Ale, choć kształt drzewa był tu natchnieniem artysty, drewno jako budulec wcale nie stanowiło odpowiedniego materiału dla urzeczywistnienia jego wizji. Materiałem takim okazał się dopiero kamień.
Odnosimy wrażenie, że geniusz plastyczny mieszkańców Indii długo czekał w uśpieniu na swoją chwilę, ale gdy się przebudził, wybuchnął z ogromną mocą. Musiała istnieć jakaś siła, która temu wybuchowi nadała kierunek. Z jednej strony widzimy obserwację przyrody, z drugiej - cały zespół pojęć religijnych i filozoficznych, który w wielkim skrócie przedstawiliśmy nieco wyżej. Spodziewaną siłą okazało się zderzenie tych dwu obszarów życia duchowego starożytnych Hindusów: wyobraźni i myśli.
Bryła świątyni indyjskiej rozrasta się nie tylko jak drzewo banjanu. Rozrasta się jak świat stwarzany przez Brahmę. Oprócz obrazu Drzewa Życia musimy tu więc przywołać jeszcze jeden obraz: oddechu Brahmy. Brahma stwarza Wszechświat swoim wydechem, po czym pochłania go we wdechu. W czasie wydechu Brahmy powstają gwiazdy i planety, na planetach oceany i ziemie, a w oceanach i na ziemiach pleni się życie pod tysiącznymi postaciami. Wszystko to staje się możliwe dlatego, że Brahma swoim wydechem powołał do istnienia Czas i Przestrzeń. Ale po pewnym okresie (oczywiście niezmiernie długim) Brahma dokonuje wdechu. Znikają Czas i Przestrzeń, a wraz z nimi stworzone światy. Jednak zostaje Brahma - niezmienny, zawsze ten sam. Po czym cykl rozpoczyna się na nowo. Hindusi powiadają, że nie można jednocześnie przeżyć wdechu i wydechu. Ale przeżywa się - na przemian -jedno i drugie niezliczoną ilość razy w ciągu życia.
Świątynia indyjska to nieograniczony, zdawałoby się, rozrost kształtów i coraz większe ich różnicowanie się w postaci setek, a nieraz nawet tysięcy figur - ludzi, zwierząt i roślin pokrywających budowlę. Wydech Brahmy. Ale we wnętrzu znajduje się ciemne sanktuarium, gdzie człowiek może się pogrążyć we wdechu Brahmy: zaznać bezpośredniego obcowania z Bogiem, zapominając o całym świecie kłębiącym się i wirującym na zewnątrz. Symboliczne znaczenie tej architektury polega na równej wartości obu sfer - wewnętrznej i zewnętrznej. Wdech i wydech utrzymują nas przy życiu, są jednakowo potrzebne. Brahma obecny jest zarówno w wewnętrznym sanktuarium, jak i w najdalej od niego położonych częściach świątyni - tam, gdzie wygięta w tańcu półnaga tancerka opiera się o drzewo mangowe, gdzie książę Rama składa pocałunek na ustach Sity pod życzliwym okiem zaprzyjaźnionego z nimi króla małp Hanumana, a z zarośli tamaryszków wynurza się głowa słonia należąca do boga Geneśi, który własnoręcznie (gdyż tylko głowę ma słonia, a ciało człowieka) spisał strofy Mahabharaty.
Te same postaci i jeszcze wiele innych zaludniają sceny indyjskiego teatru, stowarzyszonego z tańcem i muzyką. Taniec artystyczny stał się jedną z najważniejszych sztuk Indii. W tradycyjnym tańcu indyjskim istnieje cały język gestów, których znaczenia są ściśle określone. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych wizerunków w sztuce indyjskiej jest kosmiczny taniec boga Sziwy. Przedstawia się go zwykle jako rzeźbioną postać o wielu rękach, tańczącą wewnątrz płonącego koła lub pętli, przypominającej kształtem płatek kwiatu. Wielka liczba rąk oznacza wszechobecność. Koło lub inny, zakreślony zamkniętym łukiem kształt to symbol Kosmosu. Sziwa rytmem swego tańca utrzymuje świat przy życiu, ale płomienie na obwodzie zamykającym w sobie postać obrazują Pożar Światów, jako że Sziwa zarówno nadaje rytm życiu, jak też niszczy jego stare, zużyte formy. Jest więc zarówno bogiem odnowy życia, jak i niszczenia.
Hindusi zawarli przymierze z miejscowym światem zwierzęcym. W sztuce indyjskiej znajdziemy byki, słonie, małpy, tygrysy, węże. Osobne miejsce zajmuje krowa - symbol Matki Karmicielki. Charakterystyczne dla wyobraźni indyjskiej jest to, że nie umieszcza ona człowieka ponad światem, lecz pośród świata. Nawet Grecy, jakkolwiek potrafili dojrzeć Wszechświat w ludzkiej duszy, rezerwowali dla człowieka miejsce uprzywilejowane, na górnym szczeblu drabiny żywych stworzeń. Dla Hindusa symbolem życia jest koło. Ariowie przybyli niegdyś do Indii na zaprzężonych w konie dwukołowych rydwanach. Koło ze szprychami z pradawnego rydwanu Ariów to motyw zwany Czakra Dharma (Koło Prawa), często występujący w indyjskiej plastyce. Dostał się nawet na sztandar współczesnych Indii. Na obwodzie koła nie ma miejsc uprzywilejowanych. Panuje tam równość i jedno Prawo dla całego stworzenia.
Oczywiście, mówimy tu o pojęciach i wyobrażeniach idealnych. Prawdziwe życie nie zawsze się z nimi zgadza i tak jest wszędzie, pod każdą szerokością geograficzną. Indiom, podobnie jak wszystkim krajom, nieobca była niesprawiedliwość społeczna, wojny, masowe wycinanie lasów i wybijanie zwierząt żyjących w tych lasach.










*






















Prawdopodobnie w 563 roku przed Chrystusem urodził się w Indiach ktoś, komu ludzie nadali później cechy boskie i jego postać otoczyli niezliczoną liczbą legend, powołując do życia nową religię, która rozprzestrzeniła się na ogromne obszary Azji. Ale Budda, czyli Przebudzony, nie pragnął boskiego kultu. Chciał, aby pod wpływem jego nauki przebudzili się inni.
Podobnie jak później Chrystus nie niweczył macierzystej religii żydowskiej, lecz pragnął jej nadać nowy sens, tak i Budda nie zamierzał niweczyć religii wedyjskiej, czyli zapisanej w Wedach. Pragnął jedynie, żeby ludzie zaczęli żyć zgodnie z tym, w co rzekomo wierzą. Skoro istnieje tylko jedna Dusza Wszechświata, to znaczy, że wszyscy ludzie są braćmi, a także braćmi ludzi są wszystkie stworzenia. Zadając cierpienia innym, zadajemy je samym sobie. Zło zawsze wraca do tego, kto je wyrządził.
Nauka Buddy nie zamieniła ziemi w raj, podobnie jak nie uczyniła tego nauka Chrystusa, ale obie religie do dzisiaj obejmują swym zasięgiem setki milionów ludzi na Wschodzie i Zachodzie. Buddyzm, podobnie jak chrześcijaństwo, wywarł też znaczny wpływ na sztukę.




















Nowy kult religijny domagał się nowych form religijnych.


























































































Boddhistawa wtajemniczony w










drogę światła








































Po śmierci Buddy Indie pokryły się stupami - budowlami sakralnymi zawierającymi relikwie w postaci odrobiny prochów Błogosławionego, którego ciało zostało spalone zgodnie z indyjską tradycją. Była to wprawdzie budowla o nowym przeznaczeniu, ale pod względem artystycznym pozostała ona odgałęzieniem kształtu indyjskiej świątyni.
Pięknym epizodem w historii indyjskiej kultury okazało się w trzecim wieku przed naszą erą panowanie króla Aśoki z dynastii Maurjów. Król Aśoka, władca nie gardzący krwawymi podbojami, przeżył wewnętrzną przemianę pod wpływem nauki Buddy. Zreformował swe rządy w duchu buddyzmu. Wystawił wówczas w swym państwie wiele świetnie rzeźbionych kamiennych kolumn, ozdobionych motywem Czakra Dharma, na których znajdują się napisy zalecające poddanym, aby się wzajemnie miłowali oraz nie zabijali zwierząt i nie jedli mięsa. Kolumny te oraz ryte wprost na skałach napisy pozostały świadectwem przemian religijnych niesionych przez buddyzm, a humanitarny stosunek do zwierząt i niechęć do potraw mięsnych okazały się trwałym elementem kultury Indii. Także tolerancja wobec innych religii. Motyw głowicy kolumny Aśoki z trzema lwami przyjęto jako herb państwowy współczesnej Republiki Indyjskiej.
Jednak jeżeli chcemy trafić na prawdziwie żywy ślad nowego ducha w indyjskiej sztuce, musimy go szukać w rzeźbie i malarstwie jako w bardziej indywidualnych formach wypowiedzi artystycznej. Cechą Buddy było bowiem to, że Błogosławiony przemawiał jakby do każdego człowieka osobno i bezpośrednio. Tym nowym duchem jest piękno spokojnego zamyślenia. W przenośni można by powiedzieć, że na miejsce tańczącego Sziwy wchodzi postać Błogosławionego - pogrążonego w medytacji, promieniującego życzliwością i współczuciem dla świata. Nierzadko trzyma on w ręce kwiat.
Malarstwo w dawnych Indiach osiągnęło wysoki stopień rozwoju, lecz w monumentalnych świątyniach odegrało mniejszą rolę niż rzeźba. Jednak właśnie w Indiach powstał, a właściwie powstawał stopniowo przez dziewięć stuleci (od II wieku p.n.e. do VII wieku n.e.), jeden z najświetniejszych zabytków w dziejach światowego malarstwa. Są to malowidła w trzydziestu pieczarach skalnych, tworzących zespół świątyń buddyjskich w wąwozie koło miejscowości Adżanta w stanie Maharasztra. Chyba nigdzie indziej duch nauki Buddy nie wyraził się tak bezpośrednio jak w tym malarstwie.
Malarze z Adżanty przede wszystkim uważnie, niejako od wewnątrz, przyglądali się człowiekowi. Można powiedzieć, że w malowane przez siebie postacie wcielali stany psychiczne. Malując sceny z życia Buddy, przedstawiali ,,napięcie i odprężenie, pęd i uchylenie, pełnię i omdlewającą grację, (...) wielkość i równowagę nieskończonego spokoju i oderwania w powiązaniu z powagą miłości i uniwersalnego współczucia” - jak pisze francuski historyk sztuki Ph. Stern. Obraz tych stanów psychicznych wspomaga subtelna kolorystyka - oparta na śmiałych zestawieniach barwnych. Przyglądanie się stanom ludzkiej duszy było najcenniejszą wskazówką, jaką artysta mógł wyciągnąć z nauki Buddy. Takie uważne i spokojne przyglądanie się czemuś nazywamy kontemplacją.
Indie są jednym z niewielu krajów na świecie, który zachował ciągłość swej kultury od starożytności do dnia dzisiejszego. W historii Indii nie występuje wyraźny podział na czasy starożytne i nowożytne, jak to ma miejsce w Egipcie i Grecji. Z tego powodu pokazujemy tu również przykłady zabytków pochodzących z okresu odpowiadającego europejskiemu średniowieczu.
Nieograniczona przestrzeń. Podążając tropem starożytnych cywilizacji zakończyliśmy naszą wycieczkę w Indiach. Powiedzmy, że wybraliśmy się tam zimą, aby uniknąć czterdziestostopniowych upałów oraz monsunu, czyli ulewnego deszczu, który latem potrafi padać przez dwa miesiące bez przerwy. Ale i tak nie zmarzlibyśmy. Między Adżantą a Bombajem temperatura wynosi dwadzieścia pięć stopni powyżej zera.
W Bombaju wsiadamy do samolotu i wracamy ochłodzić się do Europy. Powracamy także do naszych czasów. Lecimy do Paryża. Paryż to miasto, w którym przecinają się różne szlaki europejskiej kultury. Jeżeli gdzieś mamy szukać źródeł sztuki dwudziestego wieku, to właśnie tam.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Janusz Kaczmarski. Rysunki konferencyjne


Szlekis

Puciata

Szancenbach


Kantor, Michnik

Kantor

Jerzy Panek

Słonimski, Gierowski

Dominik

Kuduk, Buczek

Bohdan Urbanowicz

Aleksander Winnicki












poniedziałek, 4 stycznia 2010